Spacer po plaży, Marc Toles

Marc and Gretchen Toles

Lato 2007 roku okazało się jednym z najtrudniejszych okresów w naszym małżeństwie. Subtelne zmiany w mojej żonie Gretchen rozpoczęły się nieco ponad rok temu, ale ostatnio stały się znacznie bardziej dramatyczne i trudne do przewidzenia i wyjaśnienia. Mimo to często niedzielne popołudnia spędzaliśmy spacerując brzegiem jeziora Michigan i od czasu do czasu chodząc popływać. Niezależnie od tego, jak minął tydzień, niedzielne spacery pozwoliły nam na chwilę wytchnienia.

W tę szczególną niedzielę dotarliśmy na plażę tuż przed zachodem słońca. Powietrze było duszne, gorące i ciężkie, a bryza od jeziora nie przynosiła ulgi. Przeszliśmy spory kawałek, zanim Gretchen zaproponowała, jak prawie zawsze, żebyśmy się pokąpali. Brak kostiumów kąpielowych czy ręczników nigdy jej nie odstraszał i musiałam przyznać, że chłodna woda w jeziorze dawała kuszące wytchnienie od upału. Gretchen poszła do wody, a ja zdjąłem koszulkę i położyłem obok niej medale, które nosiłem, zanim poszedłem za nią.

Bawiliśmy się i pluskaliśmy jak para nastolatków, podczas gdy zamglone słońce chowało się za panoramą Chicago. Gdy zapadł zmrok, zebraliśmy nasze rzeczy i wróciliśmy do ciężarówki.

Po powrocie do domu zdałem sobie sprawę, że zostawiłem krucyfiks i medalik św. Krzysztofa na plaży. Serce mi pękło, bo te prezenty ślubne i rocznicowe od Gretchen nosiłem codziennie. Powiedziała, żebym się nie martwił i zapewniła, że wróci następnego dnia i ich odnajdzie. Mimo to byłem szalony. Przebyliśmy kilometry plaży i przypływ z pewnością się podniesie. Nie byłem nawet pewien, gdzie się zatrzymaliśmy. Jej słowa dziecięcej nadziei dotarły do moich zbolałych uszu.

Następnego popołudnia, kiedy w pracy zadzwonił telefon, nie myślałem już o medalach. Zanim zdążyłem się przywitać, Gretchen wybuchła śmiechem i wykrzyknęła: „Znalazłam ich!”

„Co znalazłeś?” Zapytałam.

„Twoje medale”.

Kiedy tego wieczoru wjechałem na podjazd, moja żona stała tam uśmiechnięta, a moje medale dumnie wystawały poza jej bluzkę. Płakałam zarówno z niedowierzania, jak i ulgi. Gretchen zachichotała. Długo ją mocno przytulałem, a ona z powrotem zawiesiła mi medale na szyi.

Kilka tygodni później u Gretchen zdiagnozowano FTD i nasze życie zmieniło się na zawsze. W miarę upływu lat i postępu choroby często powracałem myślami do tego dnia, na nowo przeżywając przytłaczającą miłość i radość, jakie czułem. Jedna rzecz, której FTD nigdy nam nie ukradnie, to schronienie w szczęśliwych wspomnieniach naszych bliskich.

Bądź na bieżąco

color-icon-laptop

Zarejestruj się już teraz i bądź na bieżąco dzięki naszemu biuletynowi, powiadomieniom o wydarzeniach i nie tylko…